Czysta przyjemność
Jak trafiła Pani do Face&Body Institute?
Najpierw dzięki sugestii mojej koleżanki trafiłam do poprzedniej siedziby FBI. Wielokrotnie opowiadała mi o tym miejscu i bardzo je zachwalała, ponieważ była (i jest:) pod ogromnym wrażeniem. Ja na początku tych naszych rozmów czyli jakieś trzy, cztery lata temu, byłam na takim etapie, że sama nie wiedziałam do końca czego tak naprawdę chcę i potrzebuję – stąd jedynie wynikały moje wahania i gra z czasem. Wreszcie jednak zdecydował się i poszłam na pierwsze spotkanie. Już po rozmowie i wstępnej konsultacji z właścicielkami Pauliną i Agnieszką wiedziałam, że jestem tam, gdzie chciałam być. Później nowa siedziba Face&Body, przy Starowiślnej okazała się jeszcze wspanialsza od poprzedniej. Powiększył się zakres zabiegów, pojawiło się więcej specjalistów. Sam instytut natomiast został urządzony w tak pełnym smaku stylu, elegancko, ale bez niepotrzebnego zadęcia, że poczułam się już w pełni zaopiekowana estetycznie, ale także bezpieczna, ponieważ pomimo europejskiego poziomu, wnętrza dają poczucie ogromnej przytulności.
Co doradziły Pani nasze specjalistki?
Na początku chciałabym zaznaczyć, że ja jestem współczesna stara baba (śmiech), mam 65 lat i nie ma zamiaru udawać, że nie poprawiam sobie trochę urody. Dziwi mnie hipokryzja niektórych moich rówieśniczek, które twierdzą, że są takie gładkie, ponieważ mają dobre geny. To nieprawda. W tym wieku kobieta ma już zmarszczki, a cera nie jest już tak jędrna i nie ma co tego ukrywać. Dziewczyny z FBI doradziły mi Sculptrę na bazie kwasu polimlekowago, występującego naturalnie w organizmie. Już po pierwszym zabiegu okazało się, że był to świetny wybór, a nawet strzał w dziesiątkę – bo metoda ta poprawia m.in. owal twarzy czy podnosi kąciki ust. Dodatkowo wpadam do dziewczyn na kwas hialuronowy i mezoterapię, co dodaje mojej twarzy lekkości i świeżości. Na pewne zabiegi, jak botoks na razie się jeszcze nie skuszę, ponieważ jestem aktorką i idealna mimika twarzy jest mi po prostu niezbędna do pracy w tym zawodzie. Zabiegi takie jak permanentny makijaż również jeszcze na mnie czekają. Wynika to z faktu, że i tak muszę robić dość zdecydowany makijaż przed spektaklem i to wszystko razem mijałoby się trochę z celem. Ale kiedyś? Skuszę się, skuszę. Jestem przeszczęśliwa, że doczekałam czasów, kiedy mogę mieć do czynienia z medycyną estetyczną, która doskonale poprawia urodę, a jednocześnie nie jest inwazyjna, ponieważ jestem pewna, że na chirurgiczny lifting w pełnej narkozie i dwutygodniową rekonwalescencję po tego typu zabiegu na pewno bym się nie zdecydowała. Jestem straszny tchórz (śmiech) i boję się nawet zastrzyków. A właściwie powinnam powiedzieć w czasie przeszłym- bałam się zastrzyków. Ponieważ te robione przez precyzyjne ręce Klaudii w ogóle nie bolą. Wiem, że nie bez znaczenia są kremy znieczulające, ale mam także świadomość, że tu iniekcje robione są przez profesjonalistkę. Powiem tak: gdy byłam młoda to nim lekarz dał mi zastrzyk musiał mnie najpierw złapać. W Face&Body dobrowolnie, jak najgrzeczniejsze na świecie dziecko kładę się na łóżku i aż sama sobie się dziwię. Wniosek z tego jest jeden: jeśli mnie to nie boli to nie prawa boleć nikogo (śmiech).
A zabiegi na ciało, masaże i rytuały? Czy z nich również Pani korzysta?
Na razie jeszcze nie muszę z nich korzystać. Mimo zaawansowanego wieku jestem w bardzo dobrej formie. Zawsze bardzo dużo pływałam i tak jest do dziś. Gdy wyjeżdżam na wakacje nie ma takiej siły, która wyciągnęłaby mnie z wody i myślę, że temu zawdzięczam niezłą figurę i dobrą kondycję skóry, którą dodam, nacierałam całe lata szorstką gąbką. Teraz widzę, że się opłacało. Nie mam dzieci, więc nigdy nie karmiłam piersią i mój biust także jest w całkiem dobrym stanie. A dodam, że jako reprezentantka pokolenia power-flower z lekką nutą feminizmu nigdy nie nosiłam stanika. Do dziś tego nie robię, chyba, że sytuacja tego wyraźnie wymaga czyli pojawia się np. jakieś bardzo oficjalne wyjście.
A jaką dietę Pani stosuje?
Jem zdrowo. Sądzę, że nie bez znaczenia na wygląd mojej skóry jest również fakt, iż od 25 lat jestem wegetarianką, nie jem ryb, mięsa, nie noszę rzeczy ze skóry. Chwalę sobie taką dietę. Preferuję oczywiście warzywa, owoce, ale bardzo lubię wszelkie kasze, choć w mojej kuchni króluje na ogół gryczana. Moje śniadanie to najczęściej płatki owsiane z garścią pestek słonecznika, dyni, migdałów, suszonych owoców, otrębów – za każdym razem można zmieniać proporcje i tym sposobem codziennie mieć trochę inne płatki. Bardzo uważam także na napoje. Jedna mała kawka rano to wszystko na co sobie pozwalam- dzięki niej po prostu łatwiej „wchodzę” w dzień. Poza tym owocowe herbaty, ponieważ ziołowe niespecjalnie mi smakują, a należę do osób, które nie lubią się do niczego zmuszać. Oraz od czasu do czasu czerwone wino. Nikt nie przekona mnie natomiast do wypijania 2,5 litra wody mineralnej dziennie- nawet tego próbowałam, ale to przecież w brzuchu strasznie bulgoce (śmiech). Myślę sobie, że tak duży dzienny limit, którzy polecają nam dietetycy, ma tak naprawdę swoje źródło w umysłach producentów takiej wody. Czyli chodzi nie o nasze zdrowie, a o interes. Może się mylę, ale takie mam na ten temat zdanie.
Dlaczego wraca Pani wciąż do Face&Body? Nie ma Pani ochoty wypróbować jakiegoś innego salonu?
Ależ skąd! Jeśli coś jest najlepsze, to po co szukać czegoś innego? Nigdy nie byłam w innym salonie. Każda wizyta w FBI to dla mnie czysta przyjemność, ogromny komfort i poczucie bezpieczeństwa. Oaza, w której w dodatku czekają na mnie profesjonaliści. Klaudia już bardzo dobrze mnie zna. Wystarczy jedno jej spojrzenie, żeby wiedziała czego mi brakuje. Ufam jej bezgranicznie i poza tym bardzo ją lubię. Uważam, że to ważne, by mieć z lekarzem tak dobry kontakt, ponieważ to niezwykle ułatwia współpracę i sprawia, że efekty w stu procentach spełniają oczekiwania. To też jest element tej magicznej układanki, dzięki której z instytutu zawsze wychodzę w pełni usatysfakcjonowana. W Face&Body czuję się jak w domu, jestem zaprzyjaźniona z Pauliną i Agnieszką. Wiem, że one dokładnie wiedzą co robią, widzę, że jest to naprawdę ich wielka pasja. Poza tym kibicuję temu miejscu, podziwiam współpracę tych wszystkich ludzi, z wielką przyjemnością obserwuję ich rozwój. Agnieszka i Paulina prą do przodu, ale to dzięki temu, że nieustannie wkładają w swoją pracę serce, kochają to co robią, są tym najnormalniej w świecie zainteresowane. Osobiście bardzo szanuję takie podejście do życia i przyjemnie mi patrzeć jak te dwie dziewczyny się dopełniają i spełniają. Z moimi wizytami w Face&Body nie jest zatem tak, że myślę sobie: „o matko Boska, znowu powinnam tam iść, chociaż sama nie wiem czego chcę”. Nic z tego. Ja wiem, że zadzwonię tam, Klaudia profesjonalnie mi doradzi, umówię się na spotkanie, wejdę tam jak do domu, przywitam się jak z rodziną, a do tego jeszcze wyjdę stamtąd piękniejsza. Czego kobieta może jeszcze potrzebować? Dzięki Face&Body stałam się jednym wielkim zadowoleniem.