Magia holizmu
W czasie wizyty w Face&Body Institute postawiliście przede wszystkim na masaże. Jakie macie wrażenia?
Maciek: Prowadzimy niezwykle aktywny tryb życia, dużo podróżujemy, intensywnie pracujemy. Jadąc do krakowskiego Face&Body liczyliśmy więc przede wszystkim na totalne odprężenie i… nie przeliczyliśmy się.
Iza: To prawda, wspaniale tam odpoczęliśmy. W trakcie naszego Day SPA przypomniały mi się nasze wspólne wyjazdy do Tajlandii, która jest dosłownie rajem zabiegowym, bo inaczej tego miejsca nie można nazwać. I ten krakowski salon trochę mi te tajskie klimaty przypomniał. Chodzi mi głównie o holistyczne podejście do gości czyli kompleksową obsługę. Wygląda to tak, że jeśli decydujesz się na zabieg na twarz, to w tym samym czasie kosmetyczka zajmuje się także twoimi dłońmi albo stopami. Twoje ciało nie leży więc sobie tylko ot tak po prostu z małym jego fragmentem, który jest akurat masowany, ale jest non stop w całości zagospodarowane i przyjemnie zaopiekowane. Mnie się takie podejście bardzo podoba.
Poddaliście się między innymi rytuałowi Tranquillity -[COMFORT ZONE]. Spełnił Wasze oczekiwania?
Iza: Tak, zdecydowanie. To zabieg, który bardzo człowieka dopieszcza. Urzeka nie tylko cudownym aromatem, ale również zachwyca niepowtarzalnym masażem. Poza tym, że jest po prostu najzwyczajniej w świecie bardzo przyjemny, to również nawilża i dotlenia skórę. Takie totalne odprężenie dla ciała i ducha. I tak jak powiedziałam wcześniej, przy okazji rytuału Tranquillity równolegle został nam zrobiony inny zabieg: „satynowe stopy i dłonie wraz z akupresurą”. Wszystko to razem wzięte było przemiłe, przepachnące, przefajne. Ja miałam poza tym zrobiony zabieg Zaffiro i z jego efektu również jestem zadowolona.
Maciek: Chciałbym dodać, że cały salon urządzono w klasycznym, niezobowiązującym stylu, który już na progu daje jakiś rodzaj poczucia ciepła, czegoś domowego, bezpiecznego. I to jest chyba też ważny argument dla lekko niezdecydowanych mężczyzn, którzy kojarzą takie miejsca raczej z jakimiś kobiecymi, bliżej nieokreślonymi przyjemnostkami. Tu naprawdę nie ma się czego bać, panowie (śmiech).
Iza: To prawda, gdy tylko przyjechaliśmy przesympatyczne i kulturalne panie przywitały nas malinami, winogronami, ciasteczkami kawką. Szczerze mówiąc, chciałoby się tam częściej i bardziej regularnie wracać, ale mieszkając w Łęczycy nie mamy takiej możliwości. Będziemy jednak wpadać do „Face&Body”, jeśli tylko wypadnie nam się jakiś pokaz w Krakowie. To już postanowione (śmiech).
Sporo podróżujecie. Jak o siebie dbacie w trakcie wyjazdów?
Iza: Ja na przykład używam obecnie kremów dla cery problematycznej, które kupiłam w Face&Body po konsultacji ze specjalistą. Przyznaję, że doskonale się sprawdzają. A jeśli chodzi o naszą aktywność? Na Dominikanie, gdzie wzięliśmy ślub i dokąd nie tylko z powodu sentymentu lubimy wracać, żyje się czynnie, ponieważ jest tam zawsze mnóstwo animacji. Aerobik w wodzie albo na plaży, zabawy, konkursy sprawnościowe, tańczenie cudownej marengi – to wszystko naprawdę uwielbiamy i chętnie bierzemy w tym udział. Dodam jeszcze, że za każdym razem jest tak, że nasi znajomi spodziewają się, że po dominikańskich wakacjach wrócimy objedzeni, ciężsi i grubsi, i za każdym razem bardzo ich rozczarowujemy (śmiech). Wracamy lżejsi i pełni słonecznej energii.
Maciek: Obydwoje uwielbiamy ruch. Tam gdzie są rafy, na przykład w Egipcie często więc nurkujemy. Poza tym lubimy pływać.
Wiem, że lubicie aktywność fizyczną do tego stopnia, że stworzyliście w Waszym łęczyckim domu siłownię. Jak często z niej korzystacie?
Iza: Tak, od lat mamy w domu siłownię, ale wiąże się to nie tylko z faktem, że lubimy aktywność, choć jest to oczywiście punkt wyjścia. Poza tym jednak my też po prostu musimy być wysportowani ze względu na rodzaj pracy jaką wykonujemy. Nasze sceny iluzjonistyczne, jak chociażby lewitacja albo szpagat, które wykonuję na scenie, wymagają od nas ogromnej sprawności nie tylko psychicznej, ale także fizycznej. Jeśli tylko jesteśmy w Łęczycy, obowiązuje nas codzienny trening w naszej autorskiej wersji. Jest on połączeniem tańca, aerobiku, chodzenia na bieżni przez 40 minut do godziny oraz bardzo ważnych dla nas ćwiczeń rozciągających. Szczerze mówiąc ja mam fioła na punkcie rozciągania – bo inaczej nie mogę tego po prostu nazwać (śmiech). Uważam że jest to jedno z najlepszych i najbardziej podstawowych ćwiczeń, które należy wykonywać chociaż by po to, żeby nie kurczyły się ścięgna i po to, by zapobiegać ewentualnym kontuzjom. Rozciągam więc biodra, stawy pod kolanami, ramiona, przedramiona, co się da. I każdemu polecam! To nie musi być nawet godzina dziennie. Wystarczy choćby intensywny kwadrans, żeby obudzić swoje ciało do życia i dać mu ochronę przed ewentualnymi kontuzjami.
Maciek: W naszym zawodzie codzienna porcja ćwiczeń jest nieunikniona. Przerwy zdarzają się tylko wtedy, kiedy pracujemy, jesteśmy w rozjazdach i naprawdę brakuje nam czasu. Poza tym, że ćwiczymy w naszej domowej siłowni, to przez całą wiosnę, lato i jesień z ogromną przyjemnością oddajemy się także marszobiegom, no, bardziej marszom (śmiech), ale dosyć intensywnym. Nasza stała trasa to nasz dom – centrum Łęczycy czyli sześć kilometrów tam i z powrotem.
A pilnujecie w jakiś sposób swojej diety?
Iza: Nie korzystamy z żadnej specjalistycznej diety. Po prostu dobrze się odżywiamy. Od lat jest to trochę może nawet instynktowne unikanie tłuszczów zwierzęcych, nie używanie zbyt dużych ilości cukru i korzystanie z niewielkich ilości soli, oraz sporo warzyw, owoców i wody w menu. Ale nie nazywamy tego dietą, to po prostu pewien styl żywienia, na który jesteśmy podatni i który nam służy. To zdrowa metoda na jedzenie, wypracowana w zupełnie naturalny sposób także troszkę pod kątem naszej babci, która całe lata z nami mieszkała i chorowała na cukrzycę. Siłą rzeczy pojawiły się zatem pytania, co wolno jeść, a czego się nie powinno i w domu powstał nasz wspólny żywieniowy styl, w którym nikt nigdy nie najadał się raz dziennie i do oporu, ale jadał kilka razy w ciągu dnia po to żeby zaspokoić głód zdrowym posiłkiem. I taki styl zagościł w naszym życiu na dobre, dotyczy zarówno Maćka jak i mnie, ponieważ my mnóstwo czasu spędzamy wspólnie, nie tylko w domu, ale także na scenie. Wszystko robimy razem i myślę, że tak jest lepiej i łatwiej, ponieważ jedno z nas zawsze pilnuje drugiego, dopinguje do działania, motywuje. Jeśli ja mam taki moment, w którym np. nie bardzo mam ochotę na ćwiczenia, Maciek natychmiast kontratakuje (śmiech).
Maciek: Bywa też dokładnie odwrotnie. Iza nie spuszcza z tonu, nawet wtedy kiedy we mnie budzi się leń.
Wniosek z tego prosty – warto być razem?
Iza: Jesteśmy małżeństwem i pracujemy wspólnie. Czyli jesteśmy razem w życiu i na scenie i… uważam, że to jest dobry wybór, który w moim wypadku sprawdza się od lat. To tak á propos holistycznego podejścia do życia i magii z tego płynącej.
Maciek: Izunia zawsze ma rację (śmiech).